DZIEŃ RÓWNY NOCY

Gdy w pierwszych dniach czerwca na całym wybrzeżu olbrzymie kompleksy hoteli zaczynają zapełniać się różnojęzycznym tłumem, w górach Strandży wita się lato starym i doić niesamowitym obrzędem. Zwyczaje związane z bułgarską „nocą świętojańską”, przypadającą trzeciego czerwca, czyli w wigilię święta Konstantyna i Heleny, nie ograniczają się bowiem do beztroskiej wspólnej zabawy ze skokami przez ogniska. Najważniejszym punktem programu są tzw. nestinana, czyli wykonywany o północy taniec obrzędowy. „Nestinarki” tańczą go bosymi stopami na rozżarzonych węglach, a stan zbiorowej histerii, do jakiej się doprowadzają, pozwala im nie odczuwać oparzeń. Świadomi romantyki tej oryginalnej tradycji Bułgarzy postarali się, aby i ta atrakcja nie ominęła odwiedzających ich kraj gości zagranicznych. Stylizowane tańce nestinarskie w wykonaniu absolwentów szkół baletowych mogą obejrzeć turyści w czasie imprez towarzyszących Festiwalowi Piosenki w Słonecznym Brzegu lub w teatrze w Płowdiwie.
Dość przypadkowo patronujący nestinariom bułgarscy święci Konstantyn i Helena również mają swój udział w uprzyjemnianiu gościom pobytu nad Morzem Czarnym. Każdy bowiem, kto chociaż na krótko odwiedzi Drużbę, dotrze do białych murów monastyru, który nosił kiedyś imię tych właśnie świętych. Dziś postacie patronów przypomina jedynie ikona przechowywana w starej cerkiewce, do połowy niemal ukrytej w ziemi. Atmosferę klasztoru, który zamieniony został na hotel, odnajdujemy natomiast w dwóch uroczych lokalach „Sedemte Odai” (siedem komnat) i „Monastyrska Izba” (klasztorna piwnica).
O    królowej Helenie mówi legenda, że odpoczywała nad morzem w czasie najazdu Turków na Półwysep Bałkański. Właśnie wtedy, gdy przybył goniec oznajmiający, że turecka flota znajduje się na Morzu Czarnym zagrażając Warnie i Konstantynopolowi, jedna ze służących smażyła rybę. Królowa po wysłuchaniu tych zupełnie nieprawdopodobnie brzmiących informacji powiedziała: „Jeżeli ta ryba sama przewróci się na patelni, uwierzę, że Turcy mogą zająć Konstantynopol i Warnę”. A ryba istotnie podskoczyła i sama obróciła się.
W związku z tą właśnie legendą odwiedzający kiedyś monastyr pielgrzymi spożywali tu zawsze chleb i rybę. Być może dlatego w białych, wyłożonych pasiastymi chodniczkami klasztornych celkach lokalu „Sedemte Odai” najbardziej smakowały nam zawsze dania z ryb. Niestety nie udało nam się jednak spróbować „ryby królewskiej”, która od czasu owego słynnego, a w niewłaściwym momencie wykonanego skoku na patelni, pozostała już na zawsze z jednej strony biała, a z drugiej czerwona.